Wyrwane kable to najczęściej efekt braku dławnicy

Po szkodzie Polak mądr” – jak mawiał Mączyński. Trudno orzekać jednak o głupocie pracodawców, kiedy prawdziwą przyczyną cięć w zakładach przemysłowych jest minimalizacja kosztów i maksymalizacja kosztów. Każdy przedsiębiorca dąży do tego, by zakład prosperował jak najlepiej. O tym, na czym można, a na czym nie warto oszczędzać opowiada pracownik zakładu przemysłowego we Wrocławiu, Damian Braniborski.

– Panie Damianie, miał Pan przyjemność – czy raczej nieprzyjemność – pracować w zakładzie, w którym nie przestrzegano zasad BHP. Co to był za zakład?

– Nie chcę zdradzać takich informacji.

– Boi się Pan zemsty pracodawcy?

– Nie, nie boję się zemsty. Po prostu uważam, że sytuacje, do których tam dochodziło nie były wynikiem błędów czy bezmyślności osoby zarządzającej zabezpieczeniem kabli, w tym mojego szefa, a raczej bezpośrednim efektem cięcia kosztów, których trzeba było dokonać. Choć z perspektywy czasu kredyt byłby dużo lepszym rozwiązaniem…

– Co wydarzyło się w Pana firmie?

– W firmie, w której pracowałem, któregoś poranka postanowiono dokonać przeglądu obudów urządzeń i sterownik elektronicznych. Jest to standardowa procedura, która ma wykazać defekty tych elementów.

– I wykazała?

– To mało powiedziane. Okazało się, że któryś z odchodzących pracowników oprócz wypowiedzenia zabrał ze sobą wszystkie mosiężne dławnice kablowe.

– Dużo tego było?

– Zacznijmy od tego, że był to mosiądz żółty, niemalowany, czyli na tamte czasy koło 14 – 15 zł za kilogram w zależności od skupu. O ilościach ciężko jednoznacznie powiedzieć, bo nikt tego nie ważył. Niemniej, brakowało 172 sztuk, a dławnice były dość sporych rozmiarów. Podejrzewam, że jedna mogła ważyć nawet 250 gramów. Mówimy tu zatem o ponad 40 kilogramach, za które były pracownik mógł zgarnąć nawet 600 zł.

– Myślałam, że kwota będzie bardziej imponująca.

– Może wydaje się to niedużo, ale pracy przy rozbiórce też nie było dużo. Proszę również mieć na uwadze, że rozkręcenia tych dławnic nikt nie zauważył – ani ja, ani koledzy, ani pracownicy inwentaryzacji. A teraz jest już za późno, żeby szukać tego pracownika i pozwać go do sądu. Z pewnością siedzi sobie gdzieś na Hawajach i popija drinki, nie zdając sobie sprawy z tego, co wydarzyło się potem.

– A co się wydarzyło?

– Otóż dławnic nie używa się wyłącznie ze względów bezpieczeństwa. One zapobiegają wyrwaniu kabla oraz przedostawaniu się wilgoci do wnętrza urządzenia. A ten drugi czynnik – czyli wilgoć – w naszym zakładzie była wszechobecna. Były pracownik, kierując się chęcią zysku w wysokości mało imponujących 500 czy 600 złotych, spowodował straty w całej sieci elektronicznych czujników znajdujących się wewnątrz tych obudów chronionych wcześniej kablowymi dławnicami. A jeden taki czujnik czy system sterowniczy kosztował nawet 1000 zł.

– Dwa tysiące, a dławnic było 172, czyli…

– No, czyli to jeszcze trzeba przez dwa podzielić, bo do urządzenia wchodzą dwa kable. Wychodzi gdzieś koło 86 tys. złotych strat. Teraz już Pani wie, dlaczego nie warto oszczędzać na ochronie w firmie i na codziennym sprawdzaniu stanu dławnic kablowych. Mały szczegół może narazić nas na wielotysięczne straty.

Więcej na temat dławnic przeczytasz na stronie: https://www.ex-con.pl/dlawnice/

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *